środa, 25 listopada 2015

001

Lubiłam być w centrum uwagi. Tym razem jednak czułam się dość nieswojo, kiedy wszystkie spojrzenia skierowane były w moją stronę. Nawet woźny Torres wydawał się być szczególnie zainteresowany moją osobą. A trzeba podkreślić, że rzadko kiedy przejmował się, jak to on nazywał, uczniakami. Czułam, że będę sensacją roku, o ile nie byłam nią już wcześniej. Nie umiałam trzymać języka za zębami, kapłanki znały mnie od tej najgorszej strony (ja bym powiedziała, że od tej bardziej rozrywkowej!), zaś rówieśnicy nauczyli się już, że nie należy ze mną zadzierać... jako półwampir odznaczałam się nieprzeciętną siłą i nadnaturalną szybkością, którą uwielbiałam wykorzystywać. Wampiry natomiast, o dość wątłej budowie ciała, nie miały żadnych szans w pojedynku z półwampirem. Niezłe ze mnie ziółko, trzeba przyznać, ale w takich sytuacjach jak te, nie przynosiło mi to żadnych korzyści.
Po przejściu korytarza, kiedy to mogłam nasycić spojrzenia wszystkich tam zgromadzonych, weszłam wraz z całą obsadą do dużego gabinetu najstarszej kapłanki, czy tam po ludzku — dyrektorki. Zapewne rzuciłabym w tym momencie wymyślnym żartem, by rozluźnić napiętą atmosferę, gdyby tylko nie doskwierał mi okropny ból głowy. Pielęgniarka, pani Bynes, obiecała mi, że ból minie, tymczasem męczył mnie już drugą dobę. Nie skarżyłam się jednak, chcąc jak najszybciej wyrwać się ze skrzydła szpitalnego. Mdłe obiadki i przytłaczająco nudne ściany sprawiały, że nie mogłam znieść chwili dłużej w tamtym miejscu.
Selene, ucieleśnienie kobiecego piękna, skierowała spojrzenie zielonych oczu wprost na mnie. Dzielnie wytrzymałam tę bezsłowną walkę, nie uciekając wzrokiem w żadną stronę. Mimo to włoski na ciele stanęły mi dęba... najwyższa kapłanka może i cechowała się nadzwyczajną dobrocią, ale wytrącona z równowagi, wcale nie przypominała dobrodusznej osoby.
— Anastasio Alvord, czy za każdym razem, kiedy dzieje się coś złego, sprawa ta musi dotyczyć Ciebie?
— Cóż, jeśliby teraz się zastanowić... to rzeczywiście, jest w tym trochę prawdy. — odpowiedziałam niemal natychmiast, zapewne pogarszając swoją sytuację niezbyt poważnym tonem.
— Cieszę się, że się ze mną zgadzasz. — Selene odparła z wyczuwalnym jadem. Nie spodziewałam się tego. Szkoda, że nie potrafiłam ocenić szkód, które wyrządziłam. Właściwie to nie byłam w stanie niczego sobie przypomnieć.
— W moim obowiązku jest uświadomienie Tobie, w jak marnym położeniu się znajdujesz. Nie będziemy przymykać oka na Twoje występki, które zdarzają Ci się coraz częściej. Czy rozumiesz to, Alvord?
Znajdowaliśmy się w gabinecie zaledwie pięć minut, a kapłanka wydawała się być już na skraju wytrzymałości. Jeszcze chwila i zacznie krzyczeć, czego szczególnie nienawidziłam. Nienawidziłam krzyku. Wszyscy popatrzyli na siebie z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Czerwony odcień ścian wydawał się odzwierciedlać jej nastrój. Było to jedyne pomieszczenie w akademii urządzone w stylu wiktoriańskim. Klasy oraz dormitoria wyremontowano, toteż mają swój nowoczesny, typowy na dzień dzisiejszy styl. Gabinet jednak niezmiernie mi się podobał. Miał swoją duszę. Biblioteczka w prawym rogu musiała przechowywać mnóstwo książek, które miałam ochotę przejrzeć, choć rzadko kiedy sięgałam po lekturę. Liczne obrazy musiały być odzwierciedleniem duszy Selene, pełne barw i ukrytych znaczeń.
— Znowu nabroiłam. Jasne. Ale ile razy mam powtarzać, że nic nie pamiętam? Dlaczego mam ponosić konsekwencje za czyny, których nie jestem w stanie sobie przypomnieć? — zacisnęłam pięści chcąc w ten sposób wyładować powstałe wewnątrz mnie napięcie.
— Dlaczego mielibyśmy Ci wierzyć? — tym razem odezwał się profesor Dallas. Czułam się bezsilna. Jak mogli mi nie ufać? Rozumiem, że niejednokrotnie zrobiłam coś lekkomyślnego, ale dotąd nie zhańbiłam się kłamstwem.
— Po prostu... na słowo. — mruknęłam cicho. Selene parsknęła śmiechem, co uraziło moją dumę.
— Nie widzę dalszego sensu, by Cię u nas nauczano, Ano. Być może potrzebujesz szkoły specjalnej, bądź przeznaczona jest Tobie inna forma pracy. — powiedziała kapłanka. Nacisk na ostatnie słowa pozwolił mi stwierdzić, że kobieta miała na myśli oddawanie krwi wampirom. Wywołało to ciszę, okrutną ciszę. Czułam, że inni również zrozumieli, o co chodzi. Półwampiry (tym bardziej kobiety!), które wyrzekły się służby, najczęściej zostawały dziwkami. Podobno podczas zbliżenia seksualnego ukąszenie wampira potęgowało obustronne doznania... wszystko fajnie, ale praca ta wiązała się z brakiem szacunku, wyzwiskami. Wybór więc był dość łatwy. Każdy półwampir pragnął służyć wampirom.
— Ucieczka ze szkoły, ukazanie nadzwyczajnych mocy w miejscu publicznym i inne tego typu rzeczy są zdecydowanie niedopuszczalne. Śmiem jednak twierdzić, że kara jest zbyt surowa, Selene. Zauważ, że w tych czasach trudno o kobietę dhampira. Odważę się przyznać, że Anastasia wykazuje niekiedy ponadprzeciętny refleks i potrafi zaskoczyć szybką przyswajalnością wiedzy. — głos Daniela rozbrzmiał w całym gabinecie. Jego wypowiedź wywołała we mnie pozytywne uczucia. Nigdy nie usłyszałam komplementu z ust nauczyciela. Nigdy też nie pomyślałabym, że rzeczywiście mogę być ponadprzeciętna... może w gadce i ciętej ripoście, ale zdecydowanie nie w walce czy też historii wampirów. Niepewnie skierowałam spojrzenie w stronę Selene, mając nadzieję, że mój obrońca zdołał przekonać kapłankę.
— Nie umiem wyjaśnić, dlaczego kilka poprzednich dni kompletnie wypadło mi z pamięci. Zależy mi jednak na tym, by ukończyć naukę i stanąć na straży przeznaczonego mi moroja. Dlatego proszę o to, by dać mi ostatnią szansę...
— Milczeć! — przerwała mi nagle donośnym głosem. Wstała z fotelu opierając dłonie o szeroki stół, przy którym siedzieliśmy wszyscy. Nie krępowała mnie obecność całej kadry nauczycielskiej, bowiem nie pierwszy raz znajdowałam się w takiej sytuacji. Nie pierwszy raz też musiałam tłumaczyć się ze swoich występków właśnie tutaj.
— Jesteś nieodpowiedzialna, małostkowa, niepoważna... — kontynuowała Selene, ja zaś przestałam jej słuchać. To był właśnie moment kulminacyjny całej szopki. Kapłanka musiała wyrzucić cały stek określeń idealnie mnie opisujących, by w końcu mnie ułaskawić. Tak też było. — Ale naprawdę potrzebujemy dhampirów. Nie myśl sobie jednak, że ujdzie Ci to na sucho. Jeden, chociaż jeden błahy wyczyn i wylatujesz ze szkoły. — ton jej głosu wskazywał na to, że zakończyło całe przedstawienie.
Skłoniłam się lekko i opuściłam pospiesznie gabinet. Oparłam się o drzwi wypuszczając powietrze, które wstrzymywałam, kiedy tylko odwróciłam się w stronę wyjścia. Tym razem sprawa należała do poważniejszych i gdyby nie Daniel, możliwe że nie umiałabym się obronić. Ignorując ciekawskie spojrzenia rówieśników, udałam się do swojej sypialni. Ból głowy był nie do zniesienia.

***



— Naprawdę nic nie pamiętam, Lucas. — powtórzyłam cicho grzebiąc widelcem w porcji spaghetti. — Doskonale wiesz, że gdybym coś ukrywała, byłbyś jedyną osobą, której bym to powiedziała. Widzę tylko ciemność, beznadziejną pustkę. To tak, jakby ktoś odebrał mi wspomnienia.
— Przyznaj Nana, że uciekłaś na imprezę, wypiłaś drinka z pigułką gwałtu. Wykorzystano Cię, obudziłaś się obnażona gdzieś w rowie, a teraz udajesz, że nic nie pamiętasz, by nie pokazać, że zrobiłaś coś głupiego i zniszczyłaś sobie życie. — wzruszył ramionami. Wiedziałam, że Lucas nie mówi tego poważnie, za dobrze go znałam. Zawsze miał te swoje dziwne teorie, które nie wszystkim przypadały do gustu. Kontynuował:
— Ale dobrze wiem, że poradziłabyś sobie w każdej sytuacji, Ano. Jesteś niesamowicie szybka i niejednemu łajdakowi skopałabyś tyłek.
Uśmiechnęłam się. Może ten dzień wcale nie był zły? Po raz drugi zostałam skomplementowana w podobny sposób. Nie byłabym sobą, gdybym nie zaczęła się drażnić z przyjacielem.
— Mówisz tak tylko, bym to Tobie nie skopała tyłka. — zmrużyłam charakterystycznie powieki. Wiedziałam, że tego nie lubił. Miał wrażenie, jakbym czytała z jego duszy. — Nie myśl, że nie doszły do mnie plotki...
— Na boską Hemerę. Czy wszystko w naszej szkole tak szybko się rozchodzi? — zmieszał się Lucas.
— Ma to swoje zalety, słońce. — odparłam zaraz odsuwając na bok jedzenie. Oparłam się wygodniej o stół. Znajdowaliśmy się w jadalni, przebywało tu ponad pięćset ciekawskich wampirków. Mój głos zastąpiłam szeptem, ażeby nikt mnie nie usłyszał. — Co Ci się nie podoba w Paige? Wyjaśnij mi, proszę, bo za nic w świecie nie umiem zrozumieć. Gorąca laska rzuca Ci się w ramiona, a ty ją odpychasz? Odpychasz, Lucas?
— Słuchaj, cieszę się, że troszczysz się o moje życie miłosne, ale wcale tego nie potrzebuję. Paige najwyraźniej nie jest w moim guście i...
— To kto jest? — zaskoczyłam go. Doskonale wyłapałam jego zmieszanie. Tylko dlaczego? Przyzwyczajona byłam, że mówimy sobie wszystko. Dlaczego po raz kolejny zbywał mnie bez odpowiedzi?
Tym razem on mnie zaskoczył. Wstał z krzesła, wziął swój talerz i lekko zasunął za sobą miejsce. Skłonił się. Uczono go bowiem dobrych manier od maleńkości. Śledziłam go wzrokiem, jak zwykle udając obojętność.
— Nie zrozumiesz, Nana.
Tylko tyle? Szczyt chamstwa! Kiedy tylko odwrócił się, warknęłam ze złości. Czasami nie potrafiłam go rozszyfrować i bardzo mi to przeszkadzało. Tajemniczość była fajna, zdecydowanie, ale nie u osoby, której pokazywałam całą siebie, bez żadnych wyjątków. On zaś ukrywał kilka rzeczy, co budziło we mnie złość... a może smutek, którego nie potrafiłam nazwać smutkiem? Zdecydowałam się zachować spokój, dokończyć danie i przygotować się na zajęcia sprawnościowe.
— Anastasio, jak miło Cię widzieć. Myślałam już, że uciekłaś z akademii, nie wytrzymałaś niechęci ze strony dyrektorki, albo zdecydowałaś się żyć jako wolna osoba, co do Ciebie z jednej strony pasuje, prawda? Nie lubisz reguł, ale jesteśmy podobne. — przerwała Exodus.
To morojka z dobrej rodziny, która znana była wszystkim ze swojego zadziwiającego gadulstwa. Przełknęłam porcję makaronu z sosem i obdarzyłam ją swoim spojrzeniem. Starałam się, by ono było bardzo łagodne.
— Ta, coś w ten deseń. — nie miałam ochoty do pogaduszki po tym, co wydarzyło się między mną a Lucasem niespełna chwile temu.
— Ale jestem bardzo ciekawa, dlaczego zdecydowałaś się uciec ze szkoły? A przede wszystkim jak to zrobiłaś! To naprawdę niebywałe. W końcu chwalą sobie naszą barierę przeciwko strzygom. I nie wiem, jak przekonałaś strażników? Ano, jestem zaskoczona.
To było zbyt wiele jak dla mnie. Nie miałam ochoty powtarzać wszystkim w kółko, że niczego nie pamiętam. Dlatego też bez żadnej zapowiedzi wstałam i zostawiłam Exodus, tak samo, jak zostawił mnie Lucas... bez żadnej odpowiedzi.
Przedzierając się przez stoliki niekiedy słyszałam ciche szepty, a spojrzenia wręcz namacalnie czułam na swoim ciele. Ignorowałam to, dobrze mi to wychodziło. Skręciłam w stronę łazienek, by oprzeć się o umywalkę. Spojrzałam w odbicie lustra, widząc dziewczynę o długich ciemnych włosach opadających na ramiona. Miałam niemal czarne oczy, oliwkową cerę i to co lubiłam najbardziej... pełne usta. Nie przyglądałam się jednak swojej urodzie. Próbowałam cokolwiek sobie przypomnieć. Za chwile jednak zrozumiałam, że to na nic. Nie wiedziałam nawet od czego zacząć. Nigdy wcześniej nie zrodził się w mojej głowie pomysł ucieczki ze szkoły. Exodus była zaskoczona, tak samo jak ja. Jak miałabym przedrzeć się przez barierę? Jak miałabym ominąć strażników? To prawie niewykonalne. Pamiętam ostatnie zajęcia z profesor Delaney, a potem pobudkę w skrzydle szpitalnym. Widziano mnie w różnych miejscach... wiedzieli więcej ode mnie samej. Frustrujące.
Już odwracałam się, by opuścić łazienkę. Postawiłam tylko krok. Ochlapałam sobie buty i nogi... woda była bardzo zimna, toteż zaraz podskoczyłam, pogarszając tym sprawę. Rozejrzałam się, chcąc znaleźć być może uszkodzoną rurę bądź odkręcony kran. Szybko pojęłam jednak, że woda pojawia się znikąd, zaskakująco szybko zalewając coraz to większą powierzchnię. Nim się obejrzałam, woda sięgała mi do kostek. Unosząc wysoko nogi, przedarłam się do drzwi. Zapewne cała wina spadnie na mnie i to będzie idealny pretekst by wywalić mnie z akademii, ale cóż innego miałabym zrobić? Nacisnęłam na klamkę, drzwi się nie otworzyły. Zrobiłam to drugi raz, pociągnęłam mocniej. Nic. Wody napływało z każdą chwilą coraz więcej, jeszcze kilka minut a znajdzie się na wysokości moich kolan. Sytuacja zaczęła mnie nieco przerażać. Na tym etapie spokojnie mogłabym się zanurzyć i przepłynąć całą łazienkę... ale to nie wydawało mi się ani trochę zabawne. Jeszcze chwila, a woda wypełni całe pomieszczenie, aż do sufitu. Ogarnęła mnie panika. Przyszła do mnie jednak myśl, że drzwi nie wytrzymają i puszczą z zawiasów. Mimo to waliłam w nie, wierząc, że zaraz zjawi się przechodzeń i uratuje mnie z tej dziwnej sytuacji. Nie mogłam zrozumieć, czemu ktoś mnie tu zamknął... w końcu jakim zrządzeniem losu akurat teraz drzwi by się zatrzasnęły?
— Halo, jest tam ktoś? — krzyczałam ogarnięta strachem. A co jeśli to jakiś rodzaj magii? Zdecydowanie tak to wyglądało. Oderwałam się od drzwi, by popłynąć do kabin, do których kolejno zaczęłam zaglądać. Musiałam coś robić... nie byłam tą osobą, która czekała na zbawienie. Ostatnią kabinę nie byłam w stanie otworzyć. Woda sięgała zdecydowanie zbyt wysoko. Mogłam jednak zajrzeć z góry. Kiedy jednak to zrobiłam, przeszył mnie obezwładniający lęk.
Nie byłam w łazience sama.